Po co nam zmiany i czym w ogóle one są? Świadomie wprowdzona zmiana ma na celu ulepszenie naszego życia w taki czy inny sposób łącząc to z rozwojem mentalnym i duchowym, czasem również materialnym.
W dzisiejszym czasach wprowadzanie zmian przybrało postać nieco niepokojącą. Wiekszość z nich to tylko reakcje na zmieniająca się rzeczywistość. Ludzie zazwyczaj „ulepszają” swoje życie, aby iść z duchem czasu i nie pozostawać w tyle za innymi. Jednak moim zdaniem prawdziwa zmiana to nie ta, dzięki której tylko „dorównujemy” większości. Dostosowując sie do wszechobecnej doraźności i powierzchowności można zyskać jedynie materialnie, lecz w gruncie rzeczy stracić o wiele więcej...
Prawdziwa zmiana otwiera nowe drzwi naszej świadomości, pokazuje nam rzeczywistość w zupełnie innych barwach niż dotychczas widzieliśmy. Taka zmiana jest wynikiem kreacji – nie reakcji.
Jeśli popadamy w stagnacje i świadomie nie jesteśmy w stanie wyjść ze strefy komfortu, wtedy to samo życie wymusza na nas OSTRY ZAKRĘT...:) Czasem takie „zakręty” to jedyny sposób aby wzbudzić w nas kreatywność, która rodzi się zazwyczaj z niewiedzy, bałaganu i wszechogarniającego chaosu – nie z dostosowywania sie do reguł i płytkich standardów.
JAK STNĘŁAM NA ZAKRĘCIE...
Zawsze cieszyłam się dobrym zdrowiem, bo prowadziłam zdrowy tryb życia – sama przygotowywałam sobie posiłki, uprawiałam różne sporty, nigdy nie paliłam ani nie nadużywałam alkoholu. Miałam mnóstwo przyjaciół, z którymi spotykałam się regularnie.
Życie było piękne... dopóki...
Pewnego dnia obudziłam się z ostrą niestrawnością, a wkrótce potem zdiagnozowano u mnie autoimmunologiczną chorobę jelit, którą powszechnie uważa sie za nieuleczalną – w każdym razie medycyna konwencjonalna nie wynalazła jeszcze na to leku. Byłam nie tyle załamana, co wściekła na... – no właśnie,... nie bardzo wiem, na co. Jednocześnie nie chcialam zaakceptować faktu, że już do końca życia będę musiała brać leki – co jest powszechnie przyjętą praktyką i zwykłą procedurą stosowaną w takich przypadkach, a która ma fatalne skutki uboczne.
Byłam w kompletnym dole fizycznym i psychicznym, a przez głowe przechodziły mi różne myśli, w tym pytanie: „Dlaczego ja?”. Jednak pomyślałam, że gdyby przyszedł do mnie Anioł i zaproponował, że zabierze ode mnie tę chorobę pod warunkiem, że to ja wskażę osobę, której tę chorobę przakazać, to kogo niby miałabym wskazać... kogo unieszczęśliwić... NIKOGO!!! Takich pytań się nie stawia, to nie fair!
Środowisko medyczne uważa, że jest to dolegliwość, z którą należy nauczyć się żyć. Jednak obecnie jestem przekonana, że jest to taki zdrowotny „ostry zakręt” - który zmusza nas do radykalnych świadomych zmian życiowych. Jakich? – wkrótce miałam się o tym przekonać...
Kiedy mój mózg z tunelami wydrążonymi przez bezsensowne pytania przestał już normalnie funkcjonować, a ja nie byłam w stanie wykrzesać ani jednej logicznej myśli, nie pozostalo mi nic innego jak tylko zaakceptować stan, w jakim się znalazłam. Nie pogodziłam się jednak z „wyrokiem” o nieuleczalności. Miałam dwa wyjścia – mogłam dostosować się do powszechnie przyjętej procedury przyjmowania leków, które jednak nigdy nie doporwdzą mnie do 100% wyleczenia. Druga opcja, to wprowadzenie radykalnych i TRWAŁYCH zmian w diecie i ogólnym stylu życia, co dawało mi cień szansy na normalne funkcjonowanie.
JAK BUDZIŁA SIĘ KREATYWNOŚĆ...
Po długich walkach i negocjacjach z samą soba, postanowiłam spróbować coś zmienić! I tu pojawił się kolejny problem: co i jak miałam zmieniać w życiu czy odżywianiu, w którym właściwie nie łamałam żadnych reguł? Jak dowiedziałam się później – nigdy tak do końca nie rozumiałam tych reguł..., lub nie zadałam sobie trudu, żeby je poznać i zrozumieć.
Po amatorskim zebraniu i analizie informacji o moim schorzeniu, zdecydowałam się na wprowadzenie bardzo restrykcyjnej diety SCD (dla zainteresowanych - to jest bardzo podobne do PALEO). Kiedy myślałam nad tym co idzie za tymi zmianami, czułam że usuwa mi się grunt pod nogami. Mimo, że dieta ta i inne modyfikacje życiowe dają mi jedyną szansę na normalne życie bez leków, uwolnienie się od choroby i jej przykrych dolegliwości, to ja miałam przed oczami tylko to, co mogę stracić, tj. wszystkich moich przyjaciół, z którymi przestanę się spotykać, a stopniowo przestanę też korzystać ze wszystkich rozrywek i sportów, które sprawiały mi tyle radości... Jednym słowem, zaprojektowałam sobie w umyśle, że zmiana tego co jem i kilka modyfikacji moich nawyków zniszczy całe moje dotychczasowe życie...
O NOWEJ RZECZYWISTOŚCI, NOWEJ FUNKCJI... I TAJEMNICZYM PRZYJACIELU...
Szybko przekonałam się, że każdej zmianie – nawet tej najmniejszej - towarzyszy odkrywanie nowej rzeczywistości, która wymusza natychmiastową korektę wcześniejszych przekonań.
Okazało się, że wprowadzenie wszystkich zmian nie było takie trudne. Co więcej, wszystkie te czarne scenariusze, które kreśliłam na początku, nigdy się nie ziściły. Tak naprawdę, stało się zupełnie odwrotnie. Jedzenie, które zaczęłam serwować sobie i innym, okazało się wyśmienite... Zamiast tracenia przyjaciół i okazji do dobrej zabawy, okazało sie, że jest więcej ludzi wokół mnie i wiele więcej okazji do spotykania się z nimi. Nagle zauważyłam, że wielu moich przyjaciół czy kolegów z pracy walczy z podobnymi dolegliwościami. Nie miałam nawet pojęcia, jak rozległy to jest problem w Europie czy USA...
Jak widać sama dieta nie była taka straszna. Wydarzyło się jednak coś, z czego zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, ani nie byłam na to przygotowana. Poprzez świadomy wybór nie tylko tego co i jak jem, ale też - co myślę, jak oddycham, co czytam, oglądam, i z kim przebywam stałam się w pełni odpowiedzialna za siebie i swoje zdrowie. Innymi słowy, w ciągu kilku tygodni awansowałam z pozycji „woźnego” na stanowisko „dyrektora generalnego” mojego zdrowia i życia – i to bez żadnego uprzedniego przygotwania...
Teraz codziennie podejmuje wielokrotne decyzje dotyczące mojego zdrowia i dobrego samopoczucia. Mam też do zdradzenia pewien sekret w kwestii pełnienia mojej nowej wysokiej funkcji: dyrektor generalny nie zawsze ma racje...
Jednak dobry menedżer wie, że aby osiągnąć sukces, trzeba też umieć przegrywać. Kiedy zaakceptowałam pełną odpowiedzialność za wyniki mojego zdrowia, liczba porażek na moim koncie wzrosła, ale wprost proporcjonalnie wzrosła też liczba sukcesów.
Fakt, spędziłam wiele godzin przekopując internet wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu „cudownych remediów” i bezcennych porad. Zachaczyłam nawet o spiralę śmierci nakręconą przez fanatyków, którym najlepiej wychodzi straszenie opinii publicznej wszelkiej maści truciznami, „białą śmiercią”, czy „niewidzialnym zabójcą” ukrytymi w takim czy innym produkcie spożywczym. Fakt, byłam w okropnym stanie psychicznym – próbując wszystkiego czułam się wiele razy oszukana, przegrana, upokorzona i rozłożona na obie łopatki..., aż w końcu zaczęłam dostrzegać trend... – trend zdrowia i dobrego balansu, który powoli zaczął dominować nad tym niedobrym.
Dzisiaj jestem o wiele mądrzejszym „dyrektorem” – już nie tylko zdrowia, ale również innych aspektów mojego życia. A to dlatego, że między innymi zmieniłam opinię na temat strachu. Nie jest już on paraliżującym odczuciem, który zamyka przede mną wszystkie drogi. Teraz, kiedy czuję jak narastają we mnie tego typu emocje – mimo że nie lubię tego uczucia, wiem że to wspaniała wskazówka. Wiem, że muszę to zbadać i odkryć nową rzeczywistość, która jest, a której ja nie umiem dostrzec. Zdałam sobie sprawę, że OSTRE ZAKRĘTY nie pojawiają się na naszej drodze po to, żeby nam uprzykrzyć życie, ale są furtką do innego stanu świadomości...
STRACH wciąż jest ze mną, a ja wciąż popełniam wiele błędów. Tylko że strach już mnie nie paraliżuje – kiedy się pojawia, przystępuję do działania jakie mi wskazuje i nazywam go swoim „przyjacielem”...
Dziś zawsze pamiętam, że STRACH to wskazówka pokazująca WŁAŚCIWĄ DROGĘ - tym bardziej kiedy mam przed sobą OSTRY ZAKRĘT...
PS. Wszystkie zdjęcia zostały znalezione w sieci.
Świetny tekst!
"Jeśli popadamy w stagnacje i świadomie nie jesteśmy w stanie wyjść ze strefy komfortu, wtedy to samo życie wymusza na nas OSTRY ZAKRĘT...:)"
A tu aż mi ciary przeszły, bo dokładnie opisałaś moje aktualną sytuację. Tzn. to jest opis ponadczasowy schematu, który się ciągle przewija w życiu ludzi, ale niewielu zdaje sobie z niego sprawę. Budujemy sobie, strefy stałości, strefy komfortu i później za wszelką cenę walczymy, aby je utrzymać i przez to cierpimy, bo jest to wbrew naturze, wbrew zasadom działania wszechświata. Jestem teraz na rozdrożu, a przedemną ostry zakręt, który małymi krokami wymuszany jest na mnie przez życie, bo za długo zwlekam ze świadomą decyzją... najwyższy już czas rzucić się w wir chaosu, wzrosnąć i nauczyć się w nim lepiej płynąć przez życie.
Życzę dużo sił i odwagi na drodze do wzrastania :)
Dobrze powiedziane!
Dziękuję za twoją szczerość - nie każdy ma odwagę powiedzieć publicznie, że coś zawalił i znajduje się "na rozdrożu".
Jednak myśłę, że już sama świadomość tego, to połwa sukcesu! Ja tak długo zmagałam się ze sobą i swoim problemem, bo nie zdawałam sobie sprawy ze swojego położenia. Widzę, że Ty w tym momencie jesteś o lata świetlne bliżej rozwiązania, niż ja byłam na tym etapie. Także, cokolwiek się w twoim życiu dzieje - jestem przekonana - że, choć będzie to bardzo trudne, to wyjdziesz z tego "suchą nogą"! Szczerze będę Ci kibicować, a jeśli tylko mogę w czymś pomóc (chociażby odpowiedzią na pytanie), to wal śmiało.
Powodzenia.
Świetny tekst! Rewelacyjnie opisałaś swoją z jednej strony smutną, a z drugiej motywująca i dającą do myślenia historię. Masz moje uznanie, za to że postanowiłaś zostać "dyrektorem" swojego życia. Jestem pod wrażeniem, że udało Ci przejąć kontrolę nad swoją chorobą, a nie pozwoliłaś się jej ograniczać.
Brawo! Takie życiowe doświadczenia mogą być doskonałym przykładem dla innych trafiających na życiowe zakręty...
Dziękuje za słowa uznania. Choć musze przyznać że funkcja "dyrektora", to niełatwy kawałek chleba... Jak coś nie wyjdzie, to nie ma na kogo zwalić winy :) Jednak z drugiej strony satysfakcja z sukcesów jest tak wielka , że wszelkie trudności usuwają się w cień.
Nie jestem już smutna... Od czasu do czasu jeszcze choruje, choć ostatnio jestem zdrowa od wielu, wielu miesięcy... Ogólnie, to żyje i funkcjonuje w granicach normy...
Trzymajcie kciuki...
Szczerze Ci życzę powodzenia! Funkcja "szefa" to na pewno duża odpowiedzialność...
Jeszcze raz, zdrowia życzę!
Niezwykła historia z zupełnie innym zakończeniem, niż to, jakiego można by się w pierwszej chwili spodziewać. Co zrobiło na mnie ogromne wrażenie: piszesz jakimś takim własnym językiem, z nowymi słowami jak "dyrektor własnego życia". Widać, że to wzięte z doświadczenia, a nie z książek.
Ja akurat dużo pisze o światopoglądach, czyli takich jakby gotowych programach, które w różnych społeczeństwach kierują naszymi myślami i decyzjami. Ty dzięki przejściu przez "ostry zakręt" ciężkiej choroby wydajesz się mieć własną receptę na życie, od nikogo nie wypożyczoną. Bardzo to podziwiam, bo większość z nas w chwili kryzysu reaguje odwrotnie, trzyma się programów jeszcze bardziej kurczowo (jak trwoga to do Boga itp.)
Wow!
O, ciekawa jestem jakiego to zakończenia "można by się w pierwszej chwili spodziewać" czytając mój post..., albo jakiego ty się spodziewałeś...
Jeśli chodzi o te programy i "receptę na życie" - to uwierz mi - korzystałam z wielu z nich, przeczytałam tony książek o zdrowiu i nie tylko. Jednak życie te wszystkie gotowe programy zweryfikowało. Ja wyciągnęłam z nich wnioski dla siebie i tym sposobem stworzyłam..., a raczej nadal pracuję nad moim własnym programem... i jestem przygotowana na to, że ta praca nigdy się nie skończy...
Cóż, życie...
Pisząc o "niespodziewanym zakończeniu" miałem na myśli to, że przy wszelkich historiach kryzysów, chorób, skrajnej depresji czy innych "ostrych zakrętów" najczęstszą chyba reakcją jest jakby powrót do dzieciństwa, powrót do światopoglądu, w jakim się było wychowanym. Np. wielu chrześcijan reaguje na życiowe niepowodzenia "odkrywając na nowo Jezusa", a samotny, otoczony obcą kulturą muzułmanin na emigracji często wiąże się z najbardziej radykalnymi odłamami rodzimej religii. Podejrzewam, że dzieje się tak dlatego, że pod ogromnym obciążeniem mało kto ma siłę - jak Ty - szukać nowych rozwiązań, eksperymentować. Ty potrafiłaś to zrobi i dlatego (na tle standardu) nazwałem Twoją opowieść zaskakującą.
Bravo Ty! Podobala mi sie historia. Mysle ze kazdy ma gdzies zakodowane w glowie walke z roznymi przeszkodami zycia. Wazne zeby te komorki obudzic i walczyc. Czytajac o diecie w pewnym momencie pomyslalem, ze faktycznie stracilas przyjaciol przez bliskich.😀 zycze sukcesow zyciowych!
Dzieki za wsparcie. Wiesz, kiedy zmieniłam diete to myślałam że będę problemem dla moich przyjaciół, kiedy spotykamy się na imprezie aby coś zjeść - i to była moja kolejna fałszywa projekcja. Okazało się że większość z moich znajomych, gdy dowiedzieli się co się dzieje, to przygotowywali posiłki specjalnie dla mnie i to z przyjemnością... Przy okazji sami zmienili trochę swoje nawyki żywieniowe i do tej pory proszą mnie o przepisy...
Zawsze doceniajmy swoich przyjaciół!
Brawo, tak trzymaj! Życzę dużo zdrowia, optymizmu i uśmiechu :)
Dziekuje :)
Congratulations @katrinagr! You have received a personal award!
1 Year on Steemit
Click on the badge to view your Board of Honor.
Congratulations @katrinagr! You received a personal award!
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!