Kto pamięta jeszcze szum wokół turystyki kosmicznej pierwszej dekady XXI wieku może być zdziwiony podtytułem. Jak to, nikt nie kocha turystów orbitalnych? Wszyscy ich kochali! Od Roskosmosu (rosyjskiej agencji kosmicznej), której przynosili kochane pieniążki za loty Sojuzem, przez Space Adventures, która organizowała te wycieczki na Międzynarodową Stację Kosmiczną za sutą zapewne prowizją, po szerokie rzesze fanów, które z podziwem (i zazdrością) śledziły, jak się wydawało, nową erę prywatnych lotów kosmicznych.
Szósty kosmiczny turysta Richard Garriott (z prawej) w amerykańskiej części Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (źródło: NASA via Wikimedia Commons)
Skoro jednak było tak wspaniale i świetlanie, dlaczego niepostrzeżenie przeszliśmy do czasu przeszłego? Owszem, szczęśliwa siódemka zaznała rosyjskiej gościnności na orbicie (jeden z nich nawet dwukrotnie!) ale ostatni taki lot miał miejsce w 2009 roku i niestety niewiele widać znaków, by taki stan rzeczy miał się szybko zmienić. Aby to sprawdzić przyjrzyjmy się bliżej ówczesnym i potencjalnym graczom rynku turystyki orbitalnej.
Wcześniej jednak kilka słów o fundamentalnych różnicach pomiędzy turystyką orbitalną, a krótkimi podskokami powyżej umownej granicy kosmosu (100 km wysokości), czyli tzw. lotami suborbitalnymi. Te ostatnie oferują kilka, najwyżej kilkanaście minut nieważkości i widok czarnego sklepienia nad zaokrągloną Ziemią, ale...
- Turystyka suborbitalna nigdy nie zaistniała. Tak, choć był wokół niej robiony jeszcze większy szum, niż wokół lotów Sojuzami do stacji i to przez ludzi tak doświadczonych w robieniu szumu jak Richard Branson (Virgin Galactic), do dziś nie odbył się ani jeden lot z pasażerami na pokładzie.
- Loty suborbitalne trwają z konieczności tak krótko, że w kabinie pasażerskiej nie potrzeba montować żadnego wyposażenia oprócz foteli. Loty orbitalne z kolei, będąc na mocy praw fizyki o wiele trudniejsze do przeprowadzenia, muszą oferować o wiele dłuższy pobyt w kosmosie, aby skompensować wielokrotnie wyższą cenę. To z kolei oznacza, że oprócz samego mniej lub bardziej ciasnego pojazdu potrzebny jest jeszcze jakiś obszerniejszy przytułek.
W Sojuzie jest naprawdę ciasno. Ani lądownik (środek), ani moduł orbitalny (po prawej) nie są miejscem na tygodniowe wakacje we trójkę. Inne statki kosmiczne oferują podobne wygody (źródło: DLR via Wikimedia Commons)
Gdzie zatem szukać transportu i lokum, aby mieć nadzieję na powrót i rozkwit turystyki orbitalnej?
Roskosmos
Jedynym podmiotem posiadającym jedno i drugie jest Roskosmos (rosyjska agencja kosmiczna). Pokazała ona, że niestraszne jej wpuszczenie amatora na pokład Sojuza, czy na pokład rosyjskiej części ISS (International Space Station). Głównie dlatego, że większość związanych z tym kłopotów przerzucała na turystę, a część na NASA, o czym można by napisać cały osobny artykuł. Skoro jednak Roskosmosowi zabieranie turystów do ISS szło tak gładko, dlaczego przygoda się skończyła? Otóż wcale się nie skończyła! Rosjanie wozili płatnych pasażerów przed 2001 rokiem (przed pierwszym turystą), wozili ich w międzyczasie i wożą ich nadal. Dopóki diengi się zgadzają, nie miało znaczenia, czy taki pasażer ma oficjalne błogosławieństwo agencji kosmicznej swojego kraju, czy też prywatnej korporacji. Ba, ci pierwsi zazwyczaj są lepiej przygotowani fizycznie i merytorycznie do lotów, więc i kłopot mniejszy i NASA nie marudzi, że w jej części ISS trzeba ich eskortować.
Płatni pasażerowie Sojuzów w latach 2006-2008
Sojuz TMA-8 | Marcos Pontes | (Brazylia, agencja AEB) |
---|---|---|
Sojuz TMA-9 | Anousheh Ansari | (USA, prywatnie) |
Sojuz TMA-10 | Charles Simonyi | (USA, prywatnie) |
Sojuz TMA-11 | Sheikh Muszaphar Shukor | (Malezja, agencja ANGKASA) |
Sojuz TMA-12 | Soyeon Yi | (Korea Południowa, agencja KARI) |
Sojuz TMA-13 | Richard Garriott | (USA, prywatnie) |
Od czasu gdy stała załoga ISS została powiększona do 6 osób (rok 2009), Roskosmos ma jednak pełne obłożenie miejsc w Sojuzach wożących kosmonautów z USA, Japonii, Kanady i Europejskiej Agencji Kosmicznej. I mimo plotek o nieudanym podejściu Sarah Brightman do wycieczki kosmicznej (wycenionej wówczas już na 51,8 milionów dolarów), można bezpiecznie założyć, że tak pozostanie do momentu wejścia do służby nowych amerykańskich statków kosmicznych (ok. 2020). Pozwolą one zwiększyć załogę ISS do 7 osób i tylu też zmieszczą członków załogi. Teoretycznie nie będzie już powodu do lotów Sojuzów, ale jest pewne, że zostaną one utrzymane ze względów prestiżowych - trudno budować narrację o potędze Rosji bez własnego statku kosmicznego. Prestiżem jednak niełatwo jest zapłacić rachunki, więc w Sojuzach znów mogą się pojawić wolne fotele. Aby jednak zasiedli w nich orbitalni turyści musiałby nastąpić splot wielu okoliczności: pogorszenie sytuacji gospodarczej kraju, odpływ partnerów ISS do pojazdów amerykańskich i brak chętnych sponsorowanych przez inne państwa (jak Brazylia/Malezja/Korea Południowa w latach 2006-2008). Warto też zauważyć, że wożenie prywatnych turystów nie przynosi prestiżu państwowej agencji kosmicznej, wręcz przeciwnie - jest oznaką biedowania, dlatego jestem przekonany, że już ich na pokładzie Sojuza nie zobaczymy.
SpaceX i Boeing
Załóżmy optymistycznie, że w grudniu tego roku zarówno Crew Dragon SpaceXa, jak i CST-100 Starliner Boeinga wykonają udane loty załogowe. Obie firmy zaczną świadczyć załogowe usługi transportowe dla NASA, która nie ma żadnej motywacji, aby dzielić się nimi i miejscem na ISS z jakimiś tam bogaczami. Jeśli więc SpaceX lub Boeing chcą ich obsłużyć, muszą zbudować własną stację kosmiczną, albo raczej znaleźć kogoś, kto to zrobi za nich, bo żadna z tych firm nie ma planów budowy stacji kosmicznych. Celem SpaceX jest Mars, a cele Boeinga najlepiej podsumowuje cytat "We just want to be the trucking company". Na szczęście jest ktoś, kto chce zbudować orbitalne stacje kosmiczne i czeka tylko, aż zaczną tam latać prywatne taksówki:
Robert Bigelow
Miliarder, który wysłał w kosmos już trzy rozkładane habitaty, przy czym najnowszy służy mieszkańcom ISS jako magazyn. Człowiek, który ufundował (niezdobytą) nagrodę 50 milionów dolarów za prywatny lot na orbitę, czekający z uruchomieniem prywatnych stacji kosmicznych na dostępność prywatnego transportu.
Wnętrze habitatu Bigelowa, rozłożonego po przymocowaniu do ISS.
Docelowe moduły jego stacji mają być wielokrotnie większe.
(źródło: NASA via Wikimedia Commons)
Docelowe moduły jego stacji mają być wielokrotnie większe.
(źródło: NASA via Wikimedia Commons)
Wydawałoby się – spełnienie marzeń kosmicznych turystów, gdyby nie pewien drobny szczegół - nie znajdziecie na witrynach internetowych jego firm wzmianki o turystyce, czy turystach kosmicznych. Nawet słowo hotel jest używane wyłącznie przez redaktorów różnych serwisów informacyjnych, prawdopodobnie dlatego, że fortuna Bigelowa wzięła się z sieci niedrogich (ziemskich) hotelików. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że wymarzonymi użytkownikami habitatów Bigelowa są a) NASA b) agencje kosmiczne krajów zbyt małych lub biednych, aby pozwolić sobie na własny program kosmiczny, takich jak wymienione wyżej Brazylia, Malezja i Korea Południowa lub c) korporacje chcące prowadzić badania w stanie nieważkości. Nawet jeśli Space Adventures, która pośredniczyła w wysłaniu szczęśliwej siódemki Sojuzami na ISS, zechce rozszerzyć swój profil i wynająć habitat z transportem Dragonem/Starlinerem, entuzjazmu dla turystów u samego Bigelowa nie widać.
Jak widać na załączonych przykładach, ci, którzy realnie mogliby wozić i gościć orbitalnych turystów niespecjalnie się do tego palą. Jeśli to zrobią, to raczej z braku innych, preferowanych klientów. Jedynym podmiotem naprawdę zainteresowanym rozwojem tego sektora jest Space Adventures - ostatnia nadzieja dla potencjalnych prywatnych kosmonautów. Może zmieni się nastawienie, gdy wreszcie ruszą załogowe podskoki suborbitalne, obiecywane od ponad dekady przez Virgin Galactic (samolotem kosmicznym SpaceShipOne) i Blue Origin (rakietą New Shepard). Może.
PS Celowo pominąłem w powyższych rozważaniach propozycję turystycznego lotu wokół Księżyca pojazdem Dragon, wysuniętą przez właściciela SpaceX. Zrobiłem to dlatego, że nie dalej niż miesiąc temu Elon Musk zasugerował, że przestanie produkować rakiety Falcon i pojazdy Dragon, aby skupić się na zupełnie nowej rakiecie, która wszystkie tamte zastąpi. Uznałem więc, że należy zaczekać, aż Musk zdecyduje się na któryś ze swoich pomysłów.
źródła: informacje prasowe wymienionych przedsiębiorstw i agencji, encyklopedia lotów kosmicznych http://astronautix.com oraz serwis lotów kosmicznych http://lk.astronautilus.pl
Hej, znalazłem w tekście kilka skrótów, oto ich wyjaśnienie:
Robociku, ten drugi skrót sam rozwinąłem, a tego pierwszego nie ma w tekście artykułu. Na dodatek nazwałeś rozkładany moduł nadmuchiwanym, choć słowa tego unika i NASA i Bigelow. Nie-grzecz-ny robocik, niegrzeczny... 😉
kto pamięta?... ja to nawet pamiętam deorbitację MIRa. można go było obserwować w Polsce na południowym niebie co wieczór przez kilka dni zanim zanurkował ;)
Ja go przyłapałem któregoś wieczora, gdy jeszcze orbitował. Samą deorbitację śledziłem już w internecie, jacyś rybacy wpakowali się w ten odludny kawałek Pacyfiku mimo ostrzeżeń...
Tak było :)
Bardzo ciekawy artykuł. Choć wydaje mi się, że tutaj będzie potrzebna ekonomiczna "iskra". Wtedy ruszy wszystko z kopyta. Tak jak z Internetem.
Ale to właśnie turyści mieli być tą ekonomiczną iskrą zapłonu masowego rozwoju lotów kosmicznych, tymczasem nikt jakoś się na nich nie nastawia. Miejmy nadzieję, że odpalą wreszcie podskoki suborbitalne - ceny biletów mają być tam o niebo (nomen omen) niższe. To na pewno pomogłoby turystyce orbitalnej i tej jeszcze dalszej.
Najważniejsze, że są chętni. To kopnie to w tyłek i ruszy dalej.
Tytuł to pierwsze czytasz i się zastanawiasz ale o chu* tu chodzi. Potem czytasz czytasz i myslsiz sobie umhum w sumie nawet dobry. Komentując jednak całość to już za parę lat myślę będę kolejne loty za sprawą Elona Muska. No nic czas pokaże co będzie dalej w tym temacie. Jedno jest pewne jak nardzie to zarezerwowane dla tych cholernie bogatych kapitalistów;-)
no nie jest ale ale zrobił historyczny krok zrobił. no właśnie zobaczymy co będzie dalej.