Udało nam się! Dotarliśmy na spotkanie społeczności SteemSTEM, poznaliśmy osobiście pierwszych Steemian w "prawdziwym świecie" i w atmosferze dziecięcej ciekawości połączanej z toną frajdy zwiedziliśmy kawałek CERNu oraz zobaczyliśmy Wielki Zderzacz Hadronów! Nie obyło się jednak bez krwi, potu i łez...
Kilka dni odkąd wydalili nas z pracy do spotkania SteemSTEM spędziliśmy pod Zurychem, w miejscowości Ulster. O tym będzie następny post. Dzisiaj przenosimy się do 8 lutego, czyli dnia naszego wyjazdu na spotkanie społeczności SteemSTEM. Jeżeli jakimś cudem nie wiesz jeszcze, czym jest SteemSTEM to małe przypomnienie:
SteemSTEM - najlepsza naukowa społeczność na Steem
SteemSTEMoficjalnego kanału Discord społeczności to prężnie rozwijająca się społeczność Steemian, która zrzesza i wspiera ludzi publikujących treści wysokiej jakości o charakterze naukowym. Treści te możecie znaleźć pod tagiem #steemstem. Jeżeli chcesz dołączyć do społeczności SteemSTEM, masz pomysł na ciekawe posty o treści naukowej, dołącz do lub po prostu zacznij pisać dobrej jakości posty pod tagiem #steemstem, podawaj źródła naukowe na których się opierasz oraz źródła do obrazków! Więcej informacji o projekcie SteemSTEM znajdziecie także na profilu @steemstem.
Szalony dzień przed spotkaniem - czyli jak tajemna siła z centrum CERNu chciała uniemożliwić nam dotarcie na meetup!
Datę tę zapamiętamy na długo. Wróciliśmy z Zurychu do Fryburga, skąd mieliśmy kupione miesiąc wcześniej bilety na busa. Nie byliśmy specjalnie przygotowani na autostop (nie planowaliśmy za bardzo podróżować pracując w Niemczech), lecz przede wszystkim nie chcieliśmy spóźnić się na spotkanie. Dzięki nocnemu busowi moglibyśmy spokojnie przespać się dobrych 5-6 godzin przed spotkaniem.
Bus miał startować o 23.20 z głównego dworca. We Fryburgu byliśmy już po 13, więc pochodziliśmy trochę po nim a potem udaliśmy się do McCafé by pozałatwiać parę spraw (szukać nowej pracy, zacząć pisać posty, poczytać więcej o LHC, etc.) Niemal dokładnie w tym momencie gdy usiedliśmy przy stoliku otrzymaliśmy SMSa o tym, że nasz bus został anulowany! 6 godzin przed odjazdem!
biała dziura - jakaś wielka moc, która odpycha nas od tego spotkania, nie pozwala nam tam dotrzeć!Poczuliśmy jakby spadło na nas fatum - nie dość, że wyrzucili nas z pracy, to straciliśmy jeszcze transport na spotkanie dla którego zdecydowaliśmy się nie zaczynać od razu pracy i (dzięki uprzejmości Daniela, znajomego @ceybiicien) spędzić parę dni w okolicy. Po kilkukrotnych rozmowa z czterema różnymi ekspedientkami z firmy przewoźnikowej okazało się, że możemy liczyć jedynie na zwrot wartości biletu - firma nie gwarantowała alternatywnego dojazdu ani zwrotu kosztów innego transportu. Szybki research pokazał, że oprócz bardzo drogiego pociągu nie ma żadnego transportu do z Fryburga do Genewy. Przez kolejne 3h siedzieliśmy w kawiarni próbując rozwiązać tę sytuację kryzysową, czując jednak jak powoli nasze morale opada w dół, pojawia się rezygnacja i wściekłość. Było już nawet za późno na autostop, zaczynało się ściemniać i nie było szans, byśmy tam dojechali. Było to niemal tak, jakby w CERNie istniała
Postanowiliśmy się nie poddawać i wytężyliśmy nasze umysły. Wspinaliśmy się na wyżyny logistycznego myślenia. W końcu @ceybiicien znalazł auto na blablacar, które jechało z Berlina do Lyonu. Auto prowadził Maxim, Ukrainiec, który bardzo dobrze rozmawiał po polsku. Lyon co prawda to nie Genewa, ale był stosunkowo blisko. Planowaliśmy wyskoczyć przed nim i dostopować do Genewy. Spotkanie zaplanowane było na 10 rano, a Maxim miał być w Lyonie o 10.20 - zakładając, że wyskoczymy w odpowiednim miejscu oraz że poszczęści nam się w łapaniu stopa, była szansa, że zdążymy. Jednak co jak Maxim ugrzęźnie w korku? Co jak nas wystawi? Co jak przyjedziemy 2-3 godziny później? Wątpliwości i poziom adrenaliny nie malał, lecz ciągle rosły.
Umówiliśmy się z Maximem o ~ 5 rano w miejscu blisko autostrady we Fryburgu. Była godzina ~ 19. Cały ten czas spędziliśmy to na dworcu, to w McDonaldzie, a gdy oba miejsce zamknęli - w zimnej poczekalni na peronie, gdzie próbowaliśmy choć trochę się przespać by nie być totalnymi zombiakami na spotkaniu, na które mieliśmy EWENTUALNIE dotrzeć.
Po przejściu 5km z ciężkimi tobołami spotkaliśmy się w końcu z Maximem. Ten podjechał do nas nowiutkim, błyszczącym Mercedesem klasy V. Nie tego się spodziewaliśmy! Maxim nie był zbytnio rozmowny, ale nam było to na rękę - każda minuta snu była w naszym przypadku na wagę złota. Chcieliśmy przecież zrozumieć cokolwiek z tego, l czym będzie opowiadał główny organizator spotkania @lemouth!
Maxim okazał się bardzo życzliwy i nadrobił trochę drogi, by wysadzić nas na bardzo dogodnej stacji benzynowej. Była już godzina ok 9.15, może 9.30 a nam zostało jeszcze jakieś 60 km... Naprędce stworzyliśmy tabliczki z napisem Saint-Genis-Pouilly / Geneve i... dosyć szybko udało nam się złapać przemiłego Francuza o polskich korzeniach, który podrzucił nas niemal pod sam CERN. Było już po 10, ale do celu zostały nam już tylko 2km. Dopiero teraz mogliśmy choć trochę odetchnąć z ulgą... Poinformowaliśmy uczestników spotkania na WhatsUppie, że już pędzimy i lada chwila będziemy i na szczęście zaczekali na nas!
SteemSTEM meetup - kupa śmiechu, pożytecznych informacji oraz zachwytu nad naturą rzeczywistości
Ominęła nas pierwsza atrakcja, czyli wystawa Universe of Particles. W tamtym miejscu zostaliśmy ciepło przyjęci przez Steemian, dzięki czemu zaczęło powoli schodzić całe ciśnienie i stres związany z podróżą. Od razu zaoferowano nam pomoc w schowaniu bagaży i następnie udaliśmy się na zwiedzanie wystawy Microcosm, gdzie mogliśmy się dowiedzieć wielu informacji o historii i działalności CERNu oraz Wielkiego Zderzacza Hadronów.
To co widzicie powyżej, to trajektorie lotu mionów, cząstek alfa i elektronów w czasie rzeczywistym! Szklane pudło zostało wypełnione specjalnym gazem, który zostaje jonizowany gdy przelatują przez niego wyżej wymienione cząsteczki, w efekcie czego obrazują one ich trajektorię. Razem z @dber, którego poznaliśmy przy tym stole, zapragnęliśmy mieć coś takiego w salonie!
Następnie udaliśmy się na wspólny obiad do indyjskiej restauracji, gdzie była szansa poznać się trochę bliżej, zrelaksować, posilić i pośmiać :) Wypytaliśmy uczestników o czym piszą na Steemit i opowiadaliśmy o naszym palnie podróży dookoła świata.
Następnie udaliśmy się autami kilkanaście kilometrów dalej, do miejsca detektora CMS. Razem z @ceybiicien znaleźliśmy się w ciaśniutkim samochodziku wraz z @suesa, @reggaemuffin oraz @dber za kółkiem. Zachwycaliśmy się niesamowitymi właściwościami grzybni (Mycelia) oraz tym, jaką radość daje Amerykaninowi jeżdżenie po rondach ;) (dber, Amerykanin, prowadził).
W środku miał miejsce wykład @lemouth, który postarał się by wszyscy nie zaznajomieni szczegółowo z fizyką zrozumieli co się tutaj właściwie dzieje, co zobaczymy i co jest badane w CERNie. Przez dwa lata pracował on w tym miejscu, więc wszyscy słuchali z zaciekawieniem o najbardziej fundamentalnych aspektach naszej rzeczywistości. Wraz z koleżanką, która aktualnie tam pracuje cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania ciekawskich Steemian. My nie będziemy nawet próbowali wytłumaczyć rzeczy, które rozumiemy w dużej mierze intuicyjnie, ale zachęcamy zapoznać się ze specjalną serią postów o LHC, Bozonie Higgsa i CERNie przygotowaną na to spotkanie przez @lemouth na jego blogu.
Po wykładzie udaliśmy się w końcu widną w dół, zobaczyć fragment odkrytego Zderzacza Hadronów! Zanim to jednak nastąpiło, zostaliśmy podzieleni na dwie grupy, my znaleźliśmy się w tej drugiej. Naszym przewodnikiem został przesympatyczny i przezabawny Węgier, o iście węgierskim, wisielczym humorze :) Przed udaniem się do detektora, pokazano nam kilka innych ciekawych pomieszczeń, serwerowni, centrum komputerowe detektora, etc.
W końcu zobaczyliśmy TO
Mając świadomość jaką moc posiada to miejsce, jak ogromna suma intelektu najtęższych umysłów tego świata doprowadziła do powstania tego... czegoś. Byliśmy oczarowani. Byliśmy także bardzo szczęśliwi, że udało nam się pokonać "białą dziurę" i tutaj dotrzeć, prawie że wbrew prawom fizyki ;)
Zachwycaliśmy się tak kilkanaście minut, porobiliśmy zdjęcia i powoli zaczęliśmy udawać się do wyjścia praktycznie pijani od nauki. Nasz stan najlepiej oddaje ten gif:
Wszyscy wyszli na zewnątrz z "bananami na twarzach". Powstało małe zamieszanie i dosyć szybko zniknęliśmy wraz z @tristan-muller, który odwiózł nas do hotelu, który musieliśmy zarezerwować, gdyż nasz powrotny nocny bus do Fryburga również odwołano... Jak się później dowiedzieliśmy, cała ekipa zastanawiała się co się z nami stało, czy nie marzniemy gdzieś i nie czekamy z @ceybiicien na zewnątrz... ?? Lecz nam po prostu padły telefony, o czym poinformowaliśmy jak szybko się dało! @ceybiicien padł w hotelu ze zmęczenia (spał której niż ja, @saunter), a mi udało się jeszcze spotkać uczestnikami spotkania w pubie i odbyć szalenie interesujące rozmowy z @bendelgreco, @galotta, @kerriknox i @ana.luiza. I to by było na tyle! Po paru głębszych wszyscy zmęczeni, ale podekscytowani udaliśmy się do swoich miejsc spoczynku.
Nie mniej ciekawy powrót!
W międzyczasie ogarnialiśmy sobie pracę w Holandii, gdzie mieliśmy się pojawić w poniedziałek o 8 rano. Ten post jest wystarczająco długi, więc wspomnę tylko, że powrót był równie ciekawy i dosyć męczący. Jeżdżenie autostopem z konkretną datą przybycia i niezbyt dostosowanym odbiera sporo przyjemności podróżowania, niemniej było całkiem ciekawie - poznaliśmy małżeństwo Finów, z których mąż pracuje w CERNie od 14 lat i razem narzekaliśmy na położenie geopolityczne naszych krajów, spędziliśmy całe 14 godzin na stacji benzynowej pod Dijon, zostaliśmy złapani przez Żandarmerie we Francji podczas chodzenia po autostradzie (próbując się wydostać ze stacji...), złapaliśmy 500km stopa do Lille... Na koniec dotarliśmy szczęśliwie do Rotterdamu, skąd odebrał nas znajomy @ceybiicien i ugościł u siebie na kanapie. Uff!!!
Cześć! Redakcja Tygodnika Kuratorskiego jest pod wrażeniem Twojej twórczości i chcemy prosić Cię o zgodę na publikację opisów oraz linków do Twoich postów w przyszłych numerach. Zależy nam na promocji wartościowych treści poprzez tworzenie cotygodniowego artykułu zbiorczego. Więcej możesz przeczytać tutaj: Tygodnik Kuratorski #0
Pozwalamy!
Podziwiam! Ja na Waszym miejscu pewnie w końcu bym się poddała.
Też zaczynam pracę w Holandii od poniedziałku, 100 km od Rotterdamu ;)
To jednak kawałek od nas :)
Świetny post! 😄 Też miałam kiedyś szansę odwiedzić CERN, jest to super przeżycie.Jest follow, bardzo podoba mi się Wasz projekt. Powodzenia!!
Widziałaś CMS albo Atlas?