Tego starcia tzw. kultura "wysoka" nie mogła wygrać. Choć ufortyfikowała się mocno za sprawą światłych teorii myślicieli i wielowiekowych przekonań, to w końcu tama wezbrała i fale popkultury rozlały się po całym żyznym terenie współczesności.
Rzekoma przepaść między tymi poziomami kultury jest zasypywana systematycznie. W praktyce akademickiej - przez długi czas bardzo sceptycznej względem popkultury - w zasadzie zanikają już opozycje w rodzaju: wysoka - niska, elitarna - egalitarna, trudna - łatwa, prawdziwa - fałszywa, oryginalna - wtórna, aktywna - bierna. Dziś już mało kto kruszy kopie w tym zakresie; wszyscy bowiem jesteśmy w popkulturze zanurzeni. W tym tekście chciałbym pokrótce zastanowić się właśnie nad nią: jej początkami u progu nowoczesności, przemianami i współczesną rolą.
Kultura masowa wobec wysokiej i popularnej. Tło historyczne i kontrowersje
Kultura popularna lub kultura czasu wolnego w zasadzie towarzyszy człowiekowi już od starożytności (choć oczywiście ówcześnie nie była tak nazywana ), na równi z wszelkimi innymi wytworami określanymi jako dorobek symboliczny i niematerialny ludzkości. Istniały wtedy opowiadania o wszelkich cechach współczesnej literatury sensacyjnej czy romansowej (Trocha 2015: 77). Jednak zjawiska będące tematem tego tekstu związane są z innymi realiami historycznymi i kulturowymi. Wszystko "na dobre" zaczęło się w wieku XIX.
To właśnie ten wiek zmienił w ogromnym stopniu życie człowieka. Nastąpił gwałtowny rozwój, uprzemysłowienie, pojawiły się środki masowego przekazu. Tym samym upowszechniły się szeroko rozumiane tekst i pismo, a także sama umiejętność czytania. Skoro więc pojawiło się społeczeństwo masowe, musiała też zaistnieć kultura masowa. Najszerzej tę kulturę rozumie się jako złożony kompleks zjawisk: wzorów, norm, praktyk i przedmiotów, występujących w kulturze nowożytnych, zindustrializowanych i zurbanizowanych społeczeństw (Dmitruk 1997: 195). Zjawiskami takiej kultury w wieku XIX i XX były audycje radiowe, telewizja, fotografia, plakaty, powieści odcinkowe (zeszytowe), literatura groszowa (brukowa) czy też tanie horrory (tzw. penny dreaful; zbiorowej pamięci przywrócił je współczesny serial pod takim tytułem). Słowem: wszystko to, co mogło trafiać do szerokich mas ludzkich i co nie wymagało szczególnych kompetencji odbiorczych.
Do mniej więcej I poł. XX wieku formułowano pod adresem tak rozumianej kultury masowej mnóstwo poważnych zarzutów. W - raczej zgodnej - opinii wielu teoretyków sztuki i filozofów taka kultura nawet nie zasługiwała na tę nazwę; często stosowano określenia pseudosztuka bądź kicz. Do listy zarzutów zaliczały się: opieranie się sztuki masowej na formułach, brak wyjątkowości, bycie towarem, brak bezinteresowności, niemożność uruchamiania wyobraźni i aktywności odbiorczej, wzbudzanie reakcji typowych (a nie niepowtarzalnych) (Carroll 2011: 95).
Groszowe horrory. Niegdyś niedoceniane, dziś stylowe i budzące szczery sentyment
Argumenty to wielkiej wagi, strącające kulturę masową wręcz na samo dno ludzkiego dorobku cywilizacyjnego. Oczywiście w dużym stopniu można się z tymi zarzutami zgodzić. Wiadomym jest, że te "niższe", prostsze dzieła nie brały na swe barki najważniejszych pytań egzystencjalnych i nie dążyły do stworzenia obrazu kondycji człowieka danej epoki. To jednak nie znaczy, że były całkiem bezwartościowe. Sytuacja nie była tak czarno-biała, jak teoretycy chcieliby ją widzieć. Okazuje się, że działalność wysokoartystyczna wielokrotnie wpisywała się w aspekty kojarzone z masowością. Warto więc wskazać kilka przykładów przenikania kultury wysokiej z tą niższą.
Pierwszym z nich można uczynić komercyjne pobudki kultury masowej. Jak się okazuje, sztuka wysoka też nie jest od nich wolna. Polska badaczka, Ksenia Olkusz, słusznie zauważa, że ekonomia i wszelka kultura od początku były ze sobą związane. Pisze ona: niemal każdy rodzaj artystycznej działalności nastawiony był na aspekt sprzedażowy (Olkusz 2017: 25). Mistrzowie malarstwa czy rzeźby często byli wynajmowani w celu wykonania dzieł o charakterze użytkowym i codziennym. Takimi dziełami były zdobienia domostw czy też portrety dam bądź zaślubionych. Badaczka przywołuje długą listę artystów i ich tego typu dorobku: El Greco (Portret Gulia Clovi) , Botticelli (Portret Guliano de Medici), Tycjan (Portret Laury de Dianti), Jan van Eyck (Portret Arnolfinich) i Rembrandt (Lekcja anatomii doktora Tulpa) (Olkusz 2017: 25-26). Jak zatem widać, otwarcie się sztuk pięknych na zysk finansowy nie oznacza uszczerbku na ich wartości estetycznej - przywołane obrazy i ich twórcy do dziś uchodzą za czołowych przedstawicieli swych epok i nurtów.
Drugim przykładem, powiązanym z komercją, jest popularność. Przeciwnicy kultury masowej zwracali uwagę, że to właśnie konieczność dotarcia do możliwie największej liczby odbiorców wpływa na spadek jakości dzieł masowych, gdyż muszą odwoływać się one do najbardziej powszechnych zjawisk i motywów, słowem: mają być dostępne do natychmiastowej konsumpcji. W tym kontekście ciekawie wypadają ci twórcy, którzy - choć kojarzeni z wyższą kulturą - korzystali z modeli dystrybucyjnych charakterystycznych dla twórczości masowej. Spójrzmy na wielkiego, wrażliwego kronikarza XIX-wiecznej Anglii, Charlesa Dickensa. Jego powieści w odcinkach ukazywały się w wysokonakładowej prasie. W ten sposób docierały do szerokiej rzeszy czytelników i były wśród nich cenione. Dodajmy, że słynna Opowieść wigilijna powstała tak z pobudek serca, jak i z potrzeb finansowych: Dickens w owym czasie potrzebował pieniędzy na spłatę długów. A jednak nie przeszkodziło to w osiagnięciu sukcesu artystycznego. Tak więc w przypadku Dickensa, jak i wielu pisarzy korzystających z dobrodziejstw masowego przekazu możemy zauważyć, że popularność i powszechna dostępność mogą iść w parze ze społecznie zaangażowaną, ważną, potrzebną treścią.
Trzecim przykładem wskazującym na zacieranie granic między wysokim i niskim dorobkiem może być funkcja rozrywkowa tej sztuki, która uchodzi za elitarną. Bardzo powszechny jest pogląd, jakoby sztuka wysoka emanowała jedynie wewnętrzym, niepowtarzalnym pięknem i tylko cenionymi wartościami estetycznymi. I tu znów łatwo wskazać przykłady, kiedy to twórczość dziś uchodząca za wysokoartystyczną rozwijała się nie w eterycznym natchnieniu, lecz wokół ludu i zabawy.
Tak było w przypadku absolutnego klasyka, jakim jest William Szekspir. Tymczasem Wojciech Kajtoch mówi wprost: Najbardziej nie lubię sztywniackiego podejścia do dzieł Williama Szekspira - prawie nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że specyficzna scena teatru elżbietańskiego stąd się wzięła, iż na początku odgrywano jego przedstawienia na dziedzińcach zamków, rynkach i w gospodach - dla gawiedzi (Kajtoch 2015b: 101). Takie przedstawienia nie unikały sprośności i rubaszności. Badacz ten zwraca także uwagę, że przez wieki doszło do znacznego ułagodzenia treści dzieł Anglika i dziś najczęściej mamy kontakt z mocno zmienionym przekładem, dostosowanym do sztywnych, szkolnych zasad. Innymi przykładami takich przemian są powieści Gargantua i Pantagruel Françoisa Rabelais'go, Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manchy Miguela de Cervantesa i Podróże Guliwera Jonathana Swifta - o tych książkach mówi się w edukacji albo niewiele, albo na podstawie tylko grzeczniejszych fragmentów (Kajtoch 2015b: 100).
Być może się powtarzam, lecz nic nie poradzę, że tę okładkę ważnej książki uważam za jedno z najlepszych podsumowań popkultury
Tak w dużym skrócie można przedstawić sytuację wokół XIX- i XX - wiecznej kultury powszechnej. Od lat 80. terminu "kultura masowa" używano coraz rzadziej. Dziś określenie to zostało w zasadzie zastąpione przez "kulturę popularną" (Dmitruk 1997: 195). Na rozpowszechnienie tego pojęcia wpłynęły co najmniej dwa czynniki. Po pierwsze, "kultura popularna" jest mniej stygmatyzujące, nie wartościuje ujemnie (nie odwołuje się bowiem do mas). Drugim czynnikiem moze być rozwój muzyki pop. To m.in. dzięki MTV i teledyskom społeczeństwo mogło oswoić się z pojęciem popu i popkultury, przestały one mieć konotacje negatywne i stały się naturalnymi składnikami życia codziennego.
Z pomocą Umberta Eco
Jakakolwiek refleksja nad kulturą popularną nie może obyć się bez Umberto Eco. Wybitny włoski uczony przywołuje w jednej ze swych książek poświeconych mass mediom interesujacą anegdotę. Wspomina on, że na początku lat 60. XX w. wystąpił na pewnej konferencji wraz z wieloma tęgimi umysłami epoki. Pełen obaw, zaryzykował i opowiedział o komiksach jako mitach naszych czasów. Jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że jego kolekcja "niskich" komiksów rozeszła się w tłumie i stanowiło to wstęp do emocjonującej debaty na jak najbardziej poważny temat.
Kilka lat później pojawiła się książka Eco pod tytułem Apokaliptycy i dostosowani. Oba te określenia okazały się nad wyraz trafne i do dziś są przywoływane. Owi "apokaliptycy" oznaczają ludzi przeciwnych kulturze masowej/popularnej, którzy widzą w niej właśnie katastroficzne scenariusze, zmierzch kultury i tym podobne. Z kolei "dostosowani" to odbiorcy podchodzący do popkultury bez uprzedzeń, starający sie dojrzeć w niej nie najniższą konsumpcję, ale wielowymiarowe zjawisko, które może mieć pożyteczny wpływ na społeczeństwo. Intuicja Eco nie myliła i dziś chyba można śmiało powiedzieć, że postawy apokaliptycznej w zasadzie nie spotykamy.
Zasługą Eco jest nie tylko teoria, ale i praktyka literacka. Mowa oczywiście o Imieniu róży z 1980 roku. Choć książka ta jak najbardziej przynależy do gatunku kryminału, to w żaden sposób nie daje się jej zredukować tylko do tego wymiaru. Począwszy od tajemniczego tytułu, przez wiarygodne odmalowanie epoki średniowiecza, po naddatek w postaci filozoficznych i historycznoliterackich nawiązań oraz rozważań nad ludzką naturą - powieść ta powala mnogością odczytań i błyszczy niezmiennie od premiery. Znalazła się na wszelkich listach "TOP 100" - i to nie tylko tych zawężonych do kryminałów, ale i w rankingach powieści w ogóle. Oto skala sukcesu - nie da się sklasyfikować tego dzieła, dobitnie wykazuje, że schematy gatunkowe (popkulturowe) mogą iść w parze z wymagającą formą i czystą refleksją humanistyczną.
Wpływ dzieła Eco na popkulturę trudno przecenić. Imię róży stało się swoistym, nieosiągalnym ideałem. Zmieniło ono podejście do kryminału, od którego zaczęto wymagać więcej - a więc sprawnej narracji, kornikarskiej wierności faktom i skupienia na detalu. Bez Imienia róży nie byłoby chyba dziesiejszej popularności kryminału retro, ale także i okazałej grupy thrillerów historycznych w rodzaju Ostatniego templariusza Raymonda Khoury i - oczywiście! - całej twórczości Dana Browna. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że powieść Eco utorowała popkulturze drogę do powszechnego uznania jej za pełnoprawną dziedzinę ludzkiej działalności.
# lalka # wokulski, czyli popkultura a sprawa polska
Wspominane wyżej "poważne" podejście do kanonu kultury wysokiej jest szczególnie widoczne w Polsce. W naszym kraju ciągle lektura szkolna kojarzy się po prostu źle. Przyczyną tego jest nieustanne trwanie w takim systemie nauczania, który jeden z badaczy nazywa szkolno-ideologicznym. Taki system praktycznie wyklucza z pola widzenia popkulturę i traktuje dzieło literackie jako środek przekazu ideowego, które zawiera pouczające zakończenie, bilans cech postaci, ocenę sytuacji społecznej i sposoby na rozwiązanie konfliktów (Kajtoch 2015a: 43-44). Takie podejście cały czas pozwala nauczycielom na nieśmiertelne pytania w rodzaju: "co autor miał na myśli?". Wiąże się z tym także najstraszliwsza z form wypowiedzi pisemnych - rozprawka. Tematy są niezmienne: "Dlaczego Ludzie bezdomni uczą nas miłości do Ojczyzny?" czy absolutny klasyk: "Wokulski - romantyk czy pozytywista?". Prowadzone w takim duchu żmudne lekcje polskiego z pewnością nie przyczynią się do wzrostu czytelnictwa.
A gdyby tak pokusić się o coś zgoła odmiennego? Być może z pomocą przychodzi właśnie popkultura. Spójrzmy na przytoczone w tekście memy. Jakkolwiek mogą wydawać się trywialne, to w swym rdzeniu wyrażają całkiem poważną próbę nowego, świeżego spojrzenia na ważne lektury. Internetowa kariera Lalki ma jeszcze jedną konsekwencję. Sprawia ona, że przeciętny licealista do lektury Prusa podchodzi z pewnymi wyobrażeniami, ma on bowiem w głowie szereg kontekstów, które wywołały właśnie memy. W takiej perspektywie Stanisław Wokulski czy Izabela Łęcka nie funkcjonują w wyobraźni ucznia jako typowi bohaterowie literaccy, ponieważ to Internet "był pierwszy" i to on nadał ton postrzeganiu przez ucznia tych postaci. Innymi słowy, w popkulturowej świadomości Wokulski jawi się nie jako ktoś z dawnej epoki, a raczej kojarzy się z tymi wszystkimi memami i rozmowami, z którymi licealista miał kontakt. A zatem taki pop-Wokulski - nim przeczytamy choćby jedną stronę - istnieje już w naszej wyobraźni jako pojemny zbiór najróżniejszych emocji i motywów: naiwny romantyk, nieszczęśliwy kochanek, a przy tym wzbudza śmiech, sympatię czy pobłażliwość. Jest wreszcie symbolem poległych w boju maturzystów, choć to już inna historia...
Ale to nie wszystko! Opisywane przemiany znajdują swoje potwierdzenie rownież w profesjonalnej krytyce. Dlaczego ta idiotka nie kocha Wokulskiego? - pyta wprost jeden z badaczy (Koziołek 2016: 9) Polscy internauci również poświęcają pannie Łęckiej wiele miejsca i bynajmniej nie poprzestają na tym określeniu.
Zarówno owe memy, jak i wyznanie profesora literatury łączy jedno: zwracają uwagę na emocje, które wywołuje lektura, a które jakoś umykają w praktyce nauczycielskiej. Być może to jest jakaś droga - zamiast mnożyć schematyczne rozprawki, może warto umieścić na tablicy jakieś pytanie przypominające to powyższe i wokół tego zbudować lekcję. Innymi słowy, zamiast koniecznie skupiać się na przesłaniu i ideach, próbować zbudować pomost między XIX-wieczną powieścią a współczesnością. Przecież w Lalce nie brak momentów lżejszych, jak wszystkie te zabawy szlacheckie czy flirty - w nich dzisiejszy maturzysta odnalazłby coś dla siebie. Możliwe, że taka lektura i rozmowa - czuła na drgania internetu i popkultury - rozruszałyby "towarzystwo", dodały energii dyskusjom i przyprawiłyby o wstydliwy rumieniec skostniałe systemowe podejście do wielkich dzieł polskiej literatury.
Popkultura dziś i jutro
Dzisiejsza popkultura chyba coraz lepiej radzi sobie bez wszelkich przymiotników i dookreśleń. Stała się zbyt rozległa i nie do ogarnięcia - nawet, jeśli jesteśmy miłośnikami danego gatunku, to nie starczy życia na wszystkie jego przejawy. Trzeba bowiem pamiętać, że dziś aktywność kulturalna człowieka coraz rzadziej ogranicza się do jednego medium. Fan horroru znajdzie go przecież w książkach, filmach, serialach czy grach (cyfrowych i fabularnych).
Zresztą współczesna kultura już dawno doceniła samo pojęcie gatunku. Wspominany kryminał przeszedł długą drogę: od literatury wagonowej do dzisiejszych rozbudowanych powieści w wariancie Stiega Larssona, które ciągle nie tracą nic ze swego potencjału interwencyjnego i krytycznego (a więc szczerego przedstawiania niepokojących kart z historii danego kraju). Dość powiedzieć, że malownicza szwedzka Fjallbacka - miejsce akcji popularnej kryminalnej sagi Camilli Läckberg - dziś jest z tego względu miasteczkiem turystycznym. Choć Läckberg każdorazowo opisuje zbrodnie i ludzkie niegodziwości, to jednak czytelniczy związek z tą miejscowością jest tak silny, że staje się ona dla wielu celem wakacyjnego odpoczynku.
Równie okazale wypadają gatunki w świecie filmu. Kino początkowo musiało zmagać się z łatką rozrywki jarmarcznej, lecz szybko osiągnęło autonomię ekonomiczną, instytucjonalną i artystyczną. Najwybitniejsi twórcy i najlepsze filmy nigdy nie stroniły od związków z jakimś gatunkiem - twórczość Bustera Keatona i Charliego Chaplina to przecież doskonałe komedie, zaś Alfred Hitchcock to ważna postać filmowego thrillera. Dziś rzut oka na najpopularniejsze rankingi kinowe (Filmweb i IMDb) uświadamia, że wiekszość dzieł "z topu" to w jakimś stopniu filmy gatunkowe. Mamy więc wybitne dramaty więzienne (Skazani na Shawshank, Zielona Mila), thrillery (Siedem, Milczenie owiec, Psychoza) kino gangsterskie (Ojciec chrzestny, Pulp Fiction, Chłopcy z ferajny, Chinatown), wojenne (Lista Schindlera, Życie jest piękne, Czas apokalipsy), dramat sądowy (Dwunastu gniewnych ludzi), komediodramaty (Nietykalni, Forrest Gump), dramaty psychologiczne (Lot nad kukułczym gniazdem, Fight club) horrory (Obcy, Dziecko Rosemary, Omen, Egzorcysta, Lśnienie). To tylko niewielka próbka. Każdy z tych filmów różnie podchodzi do tematu gatunku, często brawurowo go przekształcając - łączy je jednak to, że zdobyły fanów na całym świecie i pewne miejsce w popkulturze.
O tym, jak ciekawie można wykorzystać sztafaż gatunkowy, przekonują najnowsze horrory. W ostatnich pięciu latach mamy prawdziwy wysyp horrorów, które łamią schematy, niekoniecznie chcą straszyć, a raczej oferują pojemne i inspirujące metafory dla dzisiejszego świata i jego niepokojów. Takie nieoczywiste horrory to przykładowo: Babadook, Coś za mną chodzi, Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii, Spring, Under the shadow, Mięso, Stan niebłogosławiony, Ciche miejsce, Uciekaj! czy polski Demon. Zjawisko to niewątpliwie będzie trwało i pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy.
Wspomniana już Ksenia Olkusz w miejsce tych różnych dookreśleń popkultury proponuje wprowadzić pojęcie wszechkultury, w której zanikałby podział na to, co „wysokie” i to, co „niskie” (...) a budowałby się potencjał badawczy innego rodzaju, oparty na świadomości wzajemnego przenikania się form, konwencji, uniwersów, mediów i tak dalej (Olkusz 2017: 44). Trzeba przyznać, że słowo to brzmi odpowiednio doniośle i z miejsca usuwa wszelkie negatywne konotacje związane z przedrostkiem "pop" - choć tych jest już oczywiście coraz mniej.
Przyszłość popkultury widzę więc w bardzo jasnych barwach. Już teraz można tylko "narzekać" na przebogatą ofertę popkultury, co widać zwłaszcza w świecie seriali. W tych najnowszych ujęciach pop/ wszechkultura niekoniecznie oznacza same jej wytwory, wiąże się raczej z tym, co człowiek z nią robi. A robi bardzo wiele - tworzy fora, wspólnoty, dyskutuje, twittuje, snapuje, wreszcie - odczuwa najszersze spektrum emocji. Tradycyjne, konserwatywne definicje w z początku XX w. mogły sobie jeszcze pozwolić na pobłażliwe, a może i wręcz pogardliwe spojrzenia na popkulturę - dziś jednak jest to niemożliwe. Otaczających nas przejawów popu nie da się już deprecjonować i unikać - jest ich po prostu zbyt wiele i wcześniej czy później każdy "apokaliptyk" znajdzie w nich coś dla siebie.
Źródła cytowań
Carroll, Noel (2011), Filozofia sztuki masowej, tłum. Mirosław Przylipiak, Gdańsk: słowo/obraz terytoria.
Dmitruk, Krzysztof (1997), Kultura masowa, w: Tadeusz Żabski (red.), Słownik literatury popularnej, Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, s. 195 - 197.
Eco, Umberto (2010), Apokaliptycy i dostosowani. Komunikacja masowa a teorie kultury masowej, tłum. Piotr Salwa, Warszawa: Wydawnictwo W.A.B.
Koziołek, Ryszard (2016), Dobrze się myśli literaturą, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne.
Kajtoch, Wojciech (2015a), Jak badać literaturę popularną? Kolejna odpowiedź, w: Literatura i kultura popularna. Metody: propozycje i dyskusje, Wrocław: Pracownia Literatury i Kultury Popularnej oraz Nowych Mediów, s. 43 - 75.
Kajtoch, Wojciech (2015b), Komentarz, w: Literatura i kultura popularna. Metody: propozycje i dyskusje, Wrocław: Pracownia Literatury i Kultury Popularnej oraz Nowych Mediów, s. 99 - 105.
Olkusz, Ksenia (2017), Wszechkultura jako dziedzina badawczej stygmatyzacji, w: Ksenia Olkusz, Krzysztof M. Maj (red.), 50 twarzy popkultury, Kraków: Ośrodek Badawczy Facta Ficta, s. 15 - 55.
Źródła zdjęć: wykop.pl, google.com, reddit.com, oakknoll.com, wikipedia
Congratulations @interpredator! You received a personal award!
You can view your badges on your Steem Board and compare to others on the Steem Ranking
Do not miss the last post from @steemitboard:
Vote for @Steemitboard as a witness to get one more award and increased upvotes!
Wow, jestem pod wielkim wrażeniem pracy włożonej w napisanie tego artykułu. A efekt jest świetny!
Congratulations @interpredator! You received a personal award!
Click here to view your Board