Alice in Chains to kolejny zespół sprawiający trudność w wyborze ich najlepszego kawałka. Najprościej byłoby chyba wybrać jeden z utworów z "Dirt", który jest albumem świetnym, bardzo równym, a przez to ciężko mi było wskazać ten jeden kawałek. One pewnie będą się tutaj pojawiać, ale to jest płyta, której słucha się dobrze w całości. Podobnie jak armijna "Legenda". Ale jest jeden utwór, który niezależnie od reszty twórczości Alice in Chains, zwrócił moją uwagę i lubię go słuchać solo.
Wspaniała, melodyjna gitara od samego początku wkręca w całość utworu i świetny, jak zwykle, głęboki wokal Jerry'ego Cantrella uzupełniają się harmonijnie. A tekst? Jak to u Alice'ów - mroczny, depresyjny, ciężki w odbiorze, emocjonalny.
"Heaven Beside You" znajduje się na ostatnim studyjnym albumie przed zawieszeniem działalności zespołu i śmiercią Layne'a Staley'a, zatytułowanym po prostu "Alice in Chains". Piosenka świetnie wypadła też podczas MTV Unplugged:
Na koniec - wielka czwórka zespołów z Seattle to dla mnie prawdziwy kanon muzyki. Wszystko co później stało się w muzyce zagranicznej porównuję do ich dokonań. Rzecz jasna Alice in Chains grają muzykę nieco inną niż Nirvana czy Pearl Jam. Ale to właśnie ta różnorodność z Seattle dała muzyce przewrót z początku lat 90-tych.
Również cenię sobie scenę z Seattle: AiC, PJ, Nirvanę oraz Soundgarden. Co do Alicji, moje ulubione kawałki pochodzą z "Dirt", w mojej opinii najlepszej ich płyty: "Rooster", "Angry Chair", "Down in a Hole" oraz ten najlepszy, kończący płytę "Would".