Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Nie wiem czy uwierzycie, ale jestem na tyle przemęczona, że spałam 13 godzin. Co prawda jakość tego snu była fatalna, ponieważ z zegarkiem w ręku budziłam się co godzinę, ale 13 godzin robi na mnie wrażenie. Nie wiem co się ze mną dzieje w tym tygodniu. Chyba mam jakieś przesilenie plus bardzo się zaniedbałam. Rzuciłam dietę, nie nawadniam się, leki przyjmuję w kratkę. Wszystko idzie nie tak. Wiem, że to droga prosto na dno, więc obiecuję poprawę.
W pracy były straszne nudy. Chciałam wyjść wcześniej, ale moja zabawna kierowniczka uznała, że skoro mam tydzień wolnego to nie ma powodu, żebym wychodziła wcześniej. Nie chce mi się tego komentować nawet, ale takie małe cegiełki budują we mnie coraz bardziej myśl o tym, że faktycznie zgłoszę się w styczniu na inne stanowisko. A nóż widelec uda się pomyślnie przejść rekrutację i będę się zajmować czymś znacznie fajniejszym, a mój szef będzie siedział w Warszawie. Brzmi bardzo kusząco.
Wróciłam do domu, wzięłam pieniądze i poszłam po kebaba. Nie dane mi jednak było się nim cieszyć w pełni, ponieważ poraniłam sobie ciastkami podniebienie, więc jedzenie czegokolwiek co nie jest płynem jest torturą. Nie zjadłam nawet całego pomimo tego, że byłam głodna jak wilk. Chwilę się zakręciłam dookoła własnej osi i pojechałam na terapię.
Nie podobało mi się na terapii. Nie lubię popołudniowych grup, po prostu. Wyjątkowo było nas mało, ale i tak zdecydowanie bardziej wolę poranne zajęcia. Siedziałam na nich bardzo nieszczęśliwa, ponieważ bardzo bolała mnie głowa, a jedyne o czym myślałam to błogi sen. Po powrocie do domu trochę ogarnęłam kuchnię, trochę się pokręciłam bez sensu po domu i skrobię te słowa. Ledwo już widzę na oczy dlatego po publikacji tego jakże wspaniałego dziennika idę spać. Mam prowadzić dziennik snu, więc ciekawe czy w najbliższym czasie przebiję 13 godzin snu. Niemniej jednak chciałabym się dzisiaj wyspać, ponieważ jutro chyba czeka mnie miły dzień, ale nie będę spoilerować. W ogóle nadchodzące dni będą fajne, bo nie dość, że święta to jeszcze do końca roku pracuję tylko jeden dzień. To naprawdę cieszy. Teraz mam tydzień wolnego, a do pracy idę 27.12. Żyć nie umierać.
Do jutra.